Popielec kończy zapusty alias mięsopusty, czyli karnawał i zaczyna Wielki Post. W średniowieczu wolna od postu była jedynie czwarta niedziela Wielkiego Postu. Był to czas radowania, czyli laetare, kiedy wiosna przegania zimę i zaczyna się rok rolniczy. Aby odpędzić złe moce topiono Marzannę przy głośnym wtórze przyśpiewek dziewcząt z tanecznej procesji. Potem aż do Wielkiego Piątku w jadłospisie królował śledź.
W Wielką Środę ogrzewano dusze zmarłych, a w Wielki Czwartek dzielono się z nimi jedzeniem. W Wielką Sobotę rozpoczynał się czas świętowania. Woda i ogień oraz pokarmy, zwłaszcza jajka, musiały zostać poświęcone. Jajka były szczególnie ważne, gdyż symbolizowały życie i miały moc odpędzania złych sił. Kolorowymi wzorami jajka ukraszały wszystkie słowiańskie nacje już we wczesnym średniowieczu. Zwyczaj ten był jednak związany z obrzędami wiosennymi, a nie konkretnie z Wielkanocą, gdyż pisanki robiono od zapustów aż do czerwca. Jajka w czasie Śmigusa-Dyngusa były też wykupnym od polania. Średniowiecznym obrzędom Wielkiej Soboty towarzyszyły tańce i inscenizacje uliczne.
W czasach nowożytnych kulminacją hulanek mięsopustnych, tak hucznych, że aż potępianych przez moralistów epoki, był wtorek zapustny. O północy zapadała cisza, stoły pustoszały i zaczynał się okres rządów śledzia. Karą za śledziowe panowanie przez sześć niedziel postu był zwyczaj wieszania śledzia na suchej gałęzi, ale to dopiero w Wielki Piątek. W Środę Popielcową wszyscy, nie wyłączając monarchów i możnowładców, byli w kościele. Chorych ksiądz posypywał popiołem w domach. Młodzież miała w sprawie popiołu swoje obyczaje i figlarze rzucali pod nogi dziewczętom garnki gliniane napełnione popiołem. Mazowsze żegnało mięsopusty symbolicznym spaleniem muzykanta, wożonego na udekorowanych taczkach. Pannom, co nie załapały się ma małżeństwo w zapusty, nie do śmiechu było w Popielca. Za to one stanowiły powszechne pośmiewisko.
Przerwą od smutnego i długiego postu było śródpoście ze szpasami i figlami. Znany był już niepoważny dzień 1 kwietnia. W Palmową, czyli Kwietną Niedzielę poświęcone palmy wkładano za obraz święty, celem wzmożenia mocy magicznej mocą boską. J. Kitowicz pisał, że Kościół organizował procesje z perorami, a ich dowcipni uczestnicy swoje kontr-perory, takie, że wierni ze śmiechu się pokładali. Obyczaj ten jednak, ostro tępiony, zanikł.
W Wielkim Tygodniu było tak: w środę topiono Judasza, po poddaniu go najokrutniejszym torturom i odprawiano ciemną jutrznię – nabożeństwo, podczas którego po każdym psalmie gaszono jedną świecę, a księża w ciemności uderzali brewiarzami o ławki, ku uciesze psotnej młodzieży.
W czwartek i piątek dzwony kościelne zastępowano kołatkami. Był też zwyczaj pokornego obmywania nóg dwunastu starcom przez możnych i biskupów. Piątkowy zwyczaj wystawiania grobu Jezusa przywędrował z Włoch. Wartę przy grobie często pełnili żołnierze. Drogą krzyżową szły procesje kapników, w wielkich kapturach z dziurami na oczy, śpiewali pieśni i biczowali się. Wielki Piątek kończył pogrzeb żuru.
W sobotę aż do święcenia można było pić tylko wodę święconą. Wieczorem była rezurekcja, którą w końcem XVIII w. przeniesiono na niedzielę. Po rezurekcji proboszcz dostawał podarki od wiernych. I zaczynało się ucztowanie. Ciekawie było w cerkwiach, gdzie podczas sobotniego nabożeństwa składano figurę Jezusa do grobu, aby potem ją wyjąć na znak zmartwychwstania. Wierni wręczali popu pisanki, a ten całował kobiety!
W poniedziałek oczywiście było mokro i radośnie, ale z zachowaniem zasad: oblewać można było tylko równych sobie. Młodzież bawiła się z młodzieżą, a damy były skrapiane przez dżentelmenów pachnidłami.
W XVI w. był jeszcze obyczaj wciągania figury Chrystusa na kościelną wieżę jako znak wniebowstąpienia. Figurę z biegiem czasu zastąpiono kukłą diabła. Ale Kościół szybko rozprawił się z tym obrzędem.
Dziś Wielkanoc to najważniejsze święto chrześcijan i nie istnieje bez święconki, pisanek i rodziny!
Ale pamiętajcie, tym razem NIE PRZEMIESZCZAMY SIĘ i NIE SPOTYKAMY SIĘ w większym gronie. #zostanwdomu.